Książki Mike’a Resnicka, współczesnego, amerykańskiego pisarza
science-fiction, cechują liczne nawiązania do legend i mitów. Autor,
zainspirowany tradycjami Afryki, stworzył opowieść o szamanie z
przyszłości, ratującym swoich pobratymców na odległej planecie
(„Kirinyaga”).
Z fascynacji Czarnym Lądem, powstała również powieść „Kły”, historia
tajemniczego artefaktu należącego do plemienia Masajów. Prócz historii
afrykańskich, Resnicka fascynowała mitologia i zagadki starożytności.
Właśnie dlatego pisał również zwariowane powieści fantastyczno –
przygodowe, których głównymi bohaterami były postacie stylizowane na
legendarnych bohaterów.
Opowieść o Lucyferze Jonesie ("Lucyfer Jones") jest w pewnym sensie parodią klasycznych
książek przygodowych, satyrą wyśmiewającą przywary i zakłamanie kleru,
ale przede wszystkim lekką i przyjemną, pełną ciepłego humoru powieścią
łotrzykowską.
Tytułowy Lucyfer to podróżnik, kobieciarz, oszust i... kaznodzieja,
pragnący zdobyć fundusze na budowę bazyliki pod wezwaniem św. Łukasza.
Jako samozwańczy misjonarz, przemierza wszystkie kontynenty, uwodzi
Afrykańskie księżniczki, próbuje ukraść skarb Atlantydy, zostaje opatem klasztoru w Tybecie i staje oko w oko z chińskim smokiem.
Wszystkie opowieści o przygodach Jonesa, pełne są zabawnych perypetii i humoru słownego.
Główny bohater jest nie tylko księdzem i wagabundą, ale też pomysłowym
oszustem. Dość powiedzieć, że Lucyfer czerpie zyski z przeganiania
duchów w Rzymie, prowadzi dom publiczny w Niemczech ( gdzie wygłasza
także kazania) i zamienia katedrę Notre Dame w jaskinię gier
hazardowych. Przygoda goni przygodę, a Lucyfera gonią strażnicy prawa,
gangsterzy, wilkołaki, wampiry i kanibale.
Jak wspomniałem, Resnick mistrzowsko parodiuje klasyczne motywy powieści
przygodowych w stylu Haggarda czy Stevensona, jak również szydzi z wad
narodowych i stereotypów. Ponadto, główna postać powieści jest właściwie
antybohaterem; nie dość, że posiada wszystkie wady stereotypowego
Amerykanina, to jeszcze zdaje się być ucieleśnieniem przywar
katolickiego misjonarza.
Mimo to, trudno nie czuć sympatii dla tytułowego Lucyfera, poczciwego
szelmy i awanturnika.
Narracja w pierwszej osobie, sprawia, że łatwiej nam jest identyfikować
się z Lufycerem -
nicponiem drwiącym z niebezpieczeństw i z
nonszalancją parodiującym styl bycia Indiany Jonesa i Allana
Quatermaina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz