poniedziałek, 27 stycznia 2014

Europejski Barbarzyńca i Kultura Azji



Książka „Barbarzyńca w Azji” autorstwa  Henri Michaux towarzyszyła mi od tłocznego lotniska, przez tropikalne lasy aż po hinduskie pustelnie.
 Ale Michaux zaproponował mi podróż dalej, aż po egzotyczną Japonię i buddyjski Cejlon. Podzielił się ze mną swoją wizją Azji. Najczęściej Henri Michaux określa się mianem poety nurtu apokalipsy, piszącego „przeciw światu” - piętnującego rzeczywistość okrutną i nieżyczliwą człowiekowi.

Ten francuski literat tworzył również w duchu nadrealizmu, snuł oniryczne wizje (często pisał pod wpływem narkotyków) inspirowane chrześcijańskim mistycyzmem i duchowością Dalekiego Wschodu. Podczas swych wielkich podróży Michaux poznał Azję, jak również przemierzył Afrykę i obydwie Ameryki. Pozostawił po sobie swoiste lapidaria: pisane aforystycznym językiem, pełne filozoficznych rozważań relacje z podróży do Azji i Ekwadoru.

„Barbarzyńca...” jest przejmującą refleksją nad światem Azji, zapisaną barwnym językiem i sięgającą po środki wyrazu rozmaitych gatunków literackich. Dzięki niezwykłemu talentowi francuskiego pisarza, Azja wydaje się bliższa, rozpoznawalna i bardziej okiełznana. Michaux ma dar odnajdywania formuł, w których można zawrzeć doświadczenie inności: potrafi przedstawić, życie hinduskiego kupca, opisać zapach orientalnych kadzideł, smak zamorskich potraw, a także majestat muzułmańskich pałaców. Ot, opis architektury Sumatry: „dachy domów przypominają zatrzymane fale. Fala wznosi się, rozpędza, jest w swym najwyższym punkcie, dosięga samego szczytu. Dach zatrzymuje się w tym miejscu, gdzie powinien już zacząć opadać”.

 Książka Michaux to jednak o wiele więcej niż tylko zbiór refleksji z podróży na Daleki Wschód, to również szkic o świecie, którego nie sposób poznać do końca, zrozumieć ostatecznie, o próbie dialogu z człowiekiem, którego życie wpisane jest w odmienny paradygmat społeczno-kulturowy. Ważnym elementem narracji „Barbarzyńcy...” jest skupienie się na detalach, najmniejszych cząstkach budujących obraz rzeczywistości orientu.

Można odnieść wrażenie, że tak, jak południowo-indyjskie świątynie-wieże zbudowane są z niezliczonych kopuł i ażurów, tak zapis indyjskiej przygody Michaux jest literacką mozaiką ułożoną z drobnych odłamków orientalnej rzeczywistości. Podróż, włóczęga od tłumnej i dusznej od biurokracji Kalkuty po słoneczną Jawę i dzikie Borneo to sekwencja zmieniających się przestrzeni, które stworzone są z niewielkich acz symbolicznych elementów jak groteskowy relief świątyni Kali czy wierzba, która u Michaux staje się symbolem chińskiej kultury: „To w Pekinie zrozumiałem wierzbę (...) chińskie drzewo pa excellance. Wierzba ma w sobie coś umykającego. Jej liście są niewyczuwalne, jej ruchy przypominają narastający strumień wody. Jest jej więcej niż widzimy, niż chce nam pokazać (...) Wierzba kształtuje was stopniowo, udzielając lekcji każdego ranka. Ogarnia was ukojenie utkane z wibracji, a na koniec, gdy otwieracie okno, nie sposób już powstrzymać się od łez.”

 
Twórczość Michaux bazuje na technice snu, czyli, między innymi, na wprowadzeniu w świat działań magicznych, wkomponowanie ich w naturalny porządek rzeczy. Właśnie dlatego w „Barbarzyńcy....” nie brak odwołań do mitologii i mistyki Wschodu. Hindusi z południa od wieków reagują na pojawienie się białego człowieka w ten sam sposób: nieustannie gapią się nań na ulicy, wychylają się z okien by go choć przez chwile pooglądać, wpatrują się weń wyczekująco zza kramów z owocami. Ich północni pobratymcy są bardziej asertywni, by nie rzec napastliwi i postrzegają przybysza z Zachodu przede wszystkim jako bogacza, któremu trzeba coś sprzedać. Cokolwiek. Może to być mapa, bilet lotniczy, nieprzydatny gadżet albo nowa edycja kamasutry. Wszyscy mieszkańcy Indii, doświadczeni kolonializmem, czują się w pewien sposób od Europejczyków gorsi. Wstydzą się swojego języka, nieudolnie kopiują zachodnie zwyczaje, ale jednocześnie czują dumę ze swego kulturalnego dziedzictwa. Takich paradoksów napotyka się w Azji wiele, w każdym zaułku tłocznych ulic, w świątyniach i na towarzyskich spotkaniach przy mlecznej herbacie.

Ucieszyłem się, że autor „Barbarzyńcy....” w podobny sposób jak ja odbierał zachowanie Indusów, ich stosunek do białych i do własnej kultury. W opowieści Michaux odnaleźć można zestawienie dwóch postaw – Europejczyka kontemplującego obcy, orientalny świat oraz Azjaty próbującego poznać i zrozumieć gościa z Zachodu. Obraz obcego świata, do którego wkracza europejski „barbarzyńca”, jest pełen napięcia: niepokoi, czasem drażni odmiennością, ale też nęci i ostatecznie fascynuje. Michaux pisze nie tylko o Azji, którą zobaczył lecz również o tej, którą zgłębił poprzez swoje doświadczenie lekturowe: na kartach Barbarzyńcy przedstawia wyrywki dzieł, z których czerpał swoją wiedzę . Niektóre z nich streszcza, inne cytuje, zawsze jednak przedstawiając płynące z nich tezy w perspektywie polemicznej. Rozważania te, pełne zadumy nad życiem i pytań egzystencjalnych, wieńczy przeważnie podobna fraza konstatująca, iż Azja jest niesłychanie różnorodna: niezliczone są indyjskie bóstwa, nieogarniona buddyjska filozofia, niezmierzone himalajskie przełęcze. Aby wyrazić to, co nieskończone Michaux posługuje się fragmentarycznością opisu, refleksyjnością i elementami reportażu uczestniczącego. Owa zdawkowość, lakoniczność wypowiedzi, kolaż myśli i refleksji przypomina „poetykę fragmentu” znaną choćby z „Lapidariów” Kapuścińskiego. Kartki mojego wydania „Barbarzyńcy...” wyblakły od indyjskiego i nepalskiego słońca. Książka wylądowała w kieszeni plecaka, ale jej fragmenty przypominały mi często o tym kim jestem w Azji. Czasem były echem moich własnych doświadczeń. Innym razem powracały do mnie pojedyncze sentencje i aforyzmy, którymi Michaux opisywał to, co w Azji fascynujące, inne, dziwne i warte poznania.

Henri Michaux „Barbarzyńca w Azji” Wydawnictwo: Świat Literacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz