piątek, 18 października 2013

Uciec do Nepalu


Powiedzmy, że w ponury, jesienny wieczór zapragnęliście wybrać się do dalekiego kraju gdzieś w Azji. Chcecie przeżyć niezapomnianą przygodę w Himalajach, spotkać najprawdziwszego Yeti i wraz z tybetańskimi mnichami udać się na poszukiwania legendarnej krainy Szambali. Wszystko to siedząc wygodnie w ciepłym pokoju i delektując się herbatą z sokiem malinowym. Nie możliwe? Ależ tak, wystarczy  sięgnąć po klasyczną powieść Robinsona „ Ucieczka z Katmandu” i udać się do Nepalu wraz z dwoma zwariowanymi przewodnikami Fredem i Georgem.

Kim Stanley Robinson to wielokrotnie nagradzany pisarz literatury fantastyczno naukowej. W swej twórczości często poruszał trudne tematy związane z ekologią, rozwojem cywilizacyjnym i jego zagrożeniami. Nierzadko również  snuł alternatywne wizje historii a  osią intryg jego space oper bywały problemy społeczne współczesnego świata. Są również w dorobku Robinsona książki lekkie, łatwe i napisane językiem podróżniczej gawędy, nieco w stylu Henry’ego Ridera Haggarda i Mike’a Resnicka. Taką jest z pewnością „Ucieczka z Katmandu”: szalona opowieść, którą Robinson napisał po powrocie z trekingu na Mt. Everest, zafascynowany atmosferą  Nepalu i zauroczony Himalajami.

„Ucieczka z Katmandu” składa się z czterech opowieści o amerykańskich himalaistach, którzy osiedlili się w Katmandu i trudnią się oprowadzaniem turystów po najwyższych górach świata. George Fergussone i Freds Fredericks wyemigrowali do Nepalu w latach, gdy panował tam hipisowski klimat, dzikie, himalajskie ostępy  były celem romantycznych wędrówek europejskich wagabundów, a dzielni poszukiwacze przygód spotykali się w dzielnicy Thamel by snuć opowieści o spotkaniach z Yeti.

 Książka Robinsona powstała z fascynacji wspinaczką, Himalajami i mistyką wschodu, jest jednak przesycona swoistym humorem i ironią. Poszukiwania baśniowej krainy Szambali i spotkania z tybetańskimi duchami opowiedziane są z przymrużeniem oka, a  sami główni bohaterowie  nie pozują na herosów, ale ze swadą opowiadają o swoich życiowych niepowodzeniach i kpią  z tego, że „na stare lata” przyszło im ratować zaczarowaną dolinę Szangri- La i tropić tygrysy w Czitawanie. Dużo jest w powieści Robinsona prześmiewczego humoru jak choćby wątek w którym trudy himalajskiej wspinaczki  zestawione są  z męką Fredsa i George’a zmagających się z nepalską biurokracją i przekupnymi pracownikami administracji państwowej.

Autorowi udało się oddać atmosferę miejsc, w których toczy się akcja książki: od pełnego globtroterów, lamów i hipisów Katmandu, aż po  pustelnie w niezbadanych dolinach Himalajów.  Choćby dlatego, można do „Ucieczki...” wracać, wertować ją ponownie i śmiać się po raz setny z przygód śmiałków, którym nie straszne ani duchy tulku ani Odrażający Człowiek Śniegu.

Narratorem każdej z opowieści jest George, kpiarz, niestrudzony gawędziarz, chłodnym okiem przyglądający się tybetańskim mnichom obdarzonym magicznymi mocami i potrafiący porozumieć się nawet z Yetim. Z tego też powodu książkę czyta się łatwo i przyjemnie, tak, jak słucha się opowieści bajarza, zabawiającego gawiedź na wieczornym spotkaniu przy butelce wina.

Trzeba zdać sobie jednak sprawę, iż „Ucieczka...”  to powieść w  stylu retro, klasyczna jak „Kopalnie króla Salomona” i mimo, że opiewa awanturnicze przygody jest stonowana: opisami himalajskiej wspinaczki, buddyjskimi rozważaniami Fredsa i scenami „hipisowskich” pijatyk na Thamelu. Przygód Georgea i Fredsa nie przeżywa się z wypiekami na twarzy, raczej delektuje się nimi przy filiżance herbaty z sokiem malinowym. Jest to jedna z tych powieści, które czyta się jednym tchem i po odłożeniu na półkę zaczyna się marzyć „ech, gdyby tak zostawić wszystko i uciec do Nepalu”. 

Kim Stanley Robinson „Ucieczka z Katmandu” (Escape from Kathmandu)
Tłum. Piotr Sitarski
Wydawnictwo Zysk i Spółka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz